Artykuł opublikowany w Tematy z Szewskiej
(Katedra Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Wrocławskiego),
Nr 1/2007 Cisza/Silence, str. 40 – 42
Kazimierz M. Borkowski
Toruń
Nieobecna wszechobecna
cisza wszechświata
Summary
Absent Allpervading Silence of the Universe
Since the Cosmos is nearly everywhere completely empty, no sound wave can
propagate through it, and thus it is almost perfectly silent. However,
considering silence as stillness of material particles, the entire Universe
is very much alife and is filled to the brim with neverending noise.
The primeval sound of Big Bang is likened to the Hindu Om syllable
and Biblical 'Word' or God Himself.
Kazimierz Borkowski (dr): radioastronom w Centrum Astronomii UMK w Toruniu.
Zajmuje się międzynarodowymi obserwacjami metodami interferometrii
wielkobazowej (VLBI). Gros wolnego czasu przeznacza na zgłębianie
nauk duchowych i tłumaczenia tekstów.
Głos, z fizycznego punktu widzenia, to drgania cząsteczek i atomów – zasadniczo powietrza, ale także innych gazów, płynów lub ciał stałych. Zatem cisza oznacza do pewnego stopnia bezruch drobin materii. Wiemy, że w przyrodzie praktycznie nie ma nieruchomych cząstek materii – wszystko się porusza, na ogół bezładnie, ale niekiedy regularnie, w sposób uporządkowany. Typowe dźwięki, które słyszymy na co dzień – takie jak muzyka lub mowa – należą do tej uporządkowanej grupy. Są to fale, które w powietrzu mają postać zagęszczeń i rozrzedzeń powietrza promieniście rozchodzących się od źródła dźwięku we wszystkich kierunkach. Gdy obszar zagęszczenia w takiej fali dociera do błony bębenkowej ucha, wywiera na nią większe ciśnienie powodując jej nieznaczne wciśnięcie. Rozrzedzenie powietrza wywołuje oczywiście jej odchylenie w odwrotną stronę. W ten sposób docierające do ucha zagęszczenia i rozrzedzenia powodują drgania błony bębenkowej, co odczuwamy jako dźwięk o wysokości zależnej od częstotliwości czy okresu tych uporządkowanych drgań powietrza.
Tak prosto sytuacja wygląda, gdy rozważamy pojedyncze źródło dźwięku generujące drgania o określonej częstotliwości. Jeśli źródeł przybywa albo wywołują one coraz mniej regularne drgania powietrza, opis komplikuje się a ucho daje wrażenie coraz bardziej przypominające zgiełk lub szum. Wiadomo, że cząstki składowe każdego ciała o temperaturze wyższej od zera bezwzględnego (czyli powyżej ok. -273 stopni Celsjusza) wykonują chaotyczne drgania – tym gwałtowniejsze, im wyższa jest temperatura. Wynika z tego, że w naturalnych warunkach na powierzchni Ziemi mamy do czynienia z tyloma źródłami dźwięków, ile jest w otoczeniu cząstek! Efektem jest wszechobecny szum o znikomo małym natężeniu. Ale nie za małym na ludzkie ucho, które posiada niewiarygodnie wysoką czułość. Gdy nie ma silniejszych bodźców, co wrażliwsze osoby potrafią wyczuć nawet te naturalne fluktuacje ciśnienia powietrza. Obliczono, że zmiany ciśnienia najcichszych jeszcze słyszalnych szmerów są kilkadziesiąt miliardów razy słabsze od ciśnienia atmosferycznego, zaś pod ich wpływem błona bębenkowa odchyla się o ułamek średnicy atomu! Powiedzenie 'cisza jak makiem zasiał' wyraża fakt, że owe samoistne drgania powietrza powodują wrażenie podobne do odgłosu sypania ziaren maku. Zatem, przynajmniej dla niektórych ludzi, na Ziemi nie ma miejsca, w którym panuje całkowita cisza.
A jak jest poza Ziemią, w kosmosie? Dokładnie odwrotnie niż na Ziemi, gdyż w pewnym sensie panuje tu prawie wszędzie niemal absolutna cisza. Wynika to z faktu, że prawie cała materia wszechświata skupiona jest w zaniedbywalnie małych obszarach przestrzeni, a poza nimi, w przestrzeni międzygwiazdowej i międzygalaktycznej praktycznie nie ma znanej nauce materii, gdyż we wszechświecie średnio przypada mniej niż jeden atom na metr sześcienny (w atmosferze Ziemi w tej samej objętości jest więcej niż dwadzieścia milionów trylionów, czyli cyfra dwa z dwudziestoma pięcioma zerami, molekuł lub atomów). Skoro nie ma materii, nie ma też dźwięków, a więc mamy tu pewien fizyczny ideał ciszy – cisza próżni. Te obiektywne oceny potwierdza obserwacja ludzi, którym zdarzyło się podróżować poza ciałem w sposób wywołany świadomie lub w wyniku przeżyć na granicy śmierci.
Można jednak spojrzeć na to zagadnienie także z innego punktu widzenia. Cisza to spokój, bezruch, brak zmian. Głos to ruch. Ruchy, w których zmiany położeń obiektów materialnych następują w okresach z przedziału od około 0,06 do 60 ms (tysięcznych części sekundy) wywołują dźwięki słyszalne przez przeciętne ludzkie ucho. Np., bzyczenie komara to drgania powietrza o okresie 0,1 ms, a ryczenie byka – 30 ms. Ruchy nieokresowe są źródłem całej gamy dźwięków, drgań o wielu okresach jednocześnie. Z ograniczoności zakresu słyszalnych dźwięków wynika, że za pozorną ciszą nawet tu na Ziemi może kryć się istny jazgot ultradźwięków (bardzo wysokich tonów) lub infradźwięków (drgań o bardzo długich okresach).
Radioastronomowie obserwują wszechświat na falach radiowych. Te fale, które mogą przedrzeć się z kosmosu przez jonosferę mają częstotliwości grubo powyżej zakresu słyszalnych dźwięków. Mimo to można ich dosłownie posłuchać przez dość prostą operację w odbiorniku, gdzie odebrany sygnał zostaje przeniesiony do zakresu akustycznego i podany na głośnik. To co można na ogół usłyszeć jest pospolitym szumem, takim jak słyszymy z dobrego radia ale nastrojonego na zakres, gdzie nie ma żadnej stacji. Znaczna część tych szumów pochodzi nie z anteny, lecz z samego odbiornika, ale istnieją przemyślne sposoby oddzielania sygnału spoza Ziemi od tych generowanych na miejscu. Gdy takimi metodami posłuchać kosmosu za pośrednictwem innych niż powietrze nośników oznak ruchu, okaże się, że cały wszechświat wprost tętni pełnią życia, wydając kakofonię rozmaitych sygnałów w zakresach od milisekund (np. szybko rotujące masywne gwiazdy neutronowe, pulsary) do wielu miliardów lat (wiek wszechświata). Każdemu wybuchowi gwiazdy lub kwazarowi możemy zasadnie przypisać grzmot czy raczej bardzo, bardzo niski pomruk o okresach rzędu dni do milionów lat. Trzeba też pamiętać, że gdy sygnały z obiektów kosmicznych docierają do Ziemi z odległości sięgających granic wszechświata (których w istocie nie ma, ale wiemy, że jest on ograniczony) są już bardzo, bardzo słabe – tysiące razy słabsze od szumów pochodzących z naszego, ziemskiego otoczenia. Nie przesadzimy więc mówiąc, że te radioastronomiczne badania polegają na sięganiu w bardzo głęboką ciszę kosmosu!
Czy jednak użyte tutaj porównywanie fal elektromagnetycznych (światło i promieniowanie radiowe), które przechodzą swobodnie przez kosmiczną próżnię, z dźwiękiem, rozchodzącym się wyłącznie w ośrodkach materialnych, nie jest zbyt daleko posunięte? Na gruncie współczesnej nauki chyba jest to nadużycie. Ale mam dość silny argument za słusznością swojego podejścia wzięty z mądrości starożytnego Wschodu. Współczesna fizyka ma piękne teorie pól i elektromagnetyzmu, ale na dobrą sprawę nie bardzo wiadomo, czym właściwie jest takie łatwo definiowalne i mierzalne pole elektryczne, magnetyczne bądź grawitacyjne. Wcale nie jest więc zamachem na podstawy fizyki przyjęcie, że to co uznaje się za idealną próżnię, w istocie jest ciasno wypełnione najsubtelniejszą postacią materii – rodzajem eteru, który starożytni nazywają akaśą (często mniej poprawnie u nas zapisywaną jako akasza), czyli żywiołem przestrzeni, nieba lub powietrza. Według Wed, starohinduskich pism świętych, akaśa jest budulcem wszystkich pozostałych czterech, mniej subtelnych żywiołów obserwowalnego świata, ale też myśli i uczuć. Jeśli więc cały wszechświat wypełnia owa akaśa to i rozchodzenie się w niej fal elektomagnetycznych można interpretować zupełnie analogiczne jak rozchodzenia się dźwięku w powietrzu a tym samym można mówić o ciszy lub jej braku w pozornie pustej kosmicznej przestrzeni.
Opierając się na tej idei, możemy na przykład uznać wszechświat jako całość za źródło najniższego z możliwych i jednocześnie najpotężniejszego z możliwych dźwięku wynikającego z pierwotnego Wielkiego Wybuchu. Mam tu na myśli odgłos, który wyraża się powszechnym ruchem, ale też promieniowaniem o niewyobrażalnie wielkim natężeniu. Dla nas, zanurzonych obecnie w tym wybuchającym wszechświecie w miejscu, gdzie się znajdujemy, ten wielki grzmot sprzed miliardów lat już prawie zamilkł i zapanowała wielka cisza. Ciągle jednak trwa słabiutki i wszechobecny w skali wszechświata pogłos tego wybuchu, który w ubiegłym wieku odkryli radioastronomowie (był za to Nobel). To kosmiczne tło zwane promieniowaniem reliktowym jest swoistym odpowiednikiem ziemskiej ciszy jak makiem zasiał. Jest to promieniowanie pochodzące z bardzo wczesnej fazy powstawania wszechświata, które przebyło drogę od punktu wybuchu (obecnie widzianego na całym niebie jako 'kraniec' wszechświata) do nas, czyli po czasie równym wiekowi wszechświata (kilkanaście miliardów lat). W chwili wybuchu wszechświat był bardzo gorący (stąd to silne promieniowanie). Dzisiejsze szczątki owego promieniowania odpowiadają temperaturze fizycznej zaledwie około 3 stopni Kelwina (-270 stopni Celsjusza).
Omawiany ogromny wybuch, jak w ubiegłym stuleciu zasadniczo uznała nauka (zasadniczo, gdyż jednak nie wszyscy podzielają tę opinię), dał początek obserwowanej ucieczce galaktyk, tłumaczonej rozszerzaniem się wszechświata. Podobną wiedzę zawarto nie dziesiątki, lecz tysiące lat temu w przywoływanych już starożytnych pismach świętych hinduizmu, literaturze wedyjskiej. Mówi się tam, że przed stworzeniem panował stan najwyższej Ciszy. Z tej najwyższej Ciszy wyłonił się Nada Brahman (nada w sanskrycie znaczy potężny głos), dźwiękowy aspekt i wyraz Boga. Był to pierwotny dźwięk, czyli święta sylaba Om albo AUM. Mówi się, że nasze amen lub muzułmańskie amin wywodzi się od tej właśnie sylaby. Intonuje się ją jako przeciągłe A-U-M w specjalny sposób, nasuwający na myśl głuchy odgłos rodzącego się wszechświata: względnie szybkie narastanie natężenia, po czym powolny zanik niczym pogłos kolosalnego wybuchu. Stwarzanie wszechświata miałem przywilej oglądać i słyszeć osobiście! Przed kilku laty pokazał mi je we śnie mój duchowy Nauczyciel, Bhagawan Śri Sathya Sai Baba, oczywiście na sposób, jaki byłem w stanie pojąć swoim ograniczonym umysłem. Nawiasem mówiąc, w tym śnie, przez moją niefrasobliwość (poprosiłem o chwilę zwłoki, by obrać lepszy punkt obserwacji) kreacja opóźniła się o dobrych kilka sekund!
Wracając do poważniejszej wiedzy starożytnych, w jednym z wedyjskich wersetów czytamy dosłownie (sanskryt podaję w polskiej transliteracji):
Pradźapati (Pan Stworzenia) wai (zaprawdę)
idam agra (przed światem) asit (był),
Tasja (Jego) Wak (Słowo) dwitija (wtóre = u Niego)
asit (było),
Wag (Słowo) wai (zaprawdę) paramam (najwyższym)
Brahma (Bogiem).
W gruncie rzeczy to samo znajdujemy w znacznie młodszej Biblii:
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo (Jana 1.1).
I w naszym Piśmie Świętym, i w Wedach stwierdza się, że dzięki temu Słowu, czyli dźwiękowi powstało wszystko inne. Możemy więc powiedzieć, że nasz wszechświat wyłonił się z Ciszy, jest w Niej pogrążony i w Niej się rozpłynie (do tego roztopienia, powrotu do Źródła nauka jeszcze nie doszła, gdyż astronomowie ciągle szukają w kosmosie masy brakującej im do wyhamowania i zawrócenia uciekających galaktyk).Paradoksalnie więc, mimo że cisza jest tak wszechobecna jak próżnia, że z Ciszy wszechświat wyszedł i w Niej trwa, absolutnej ciszy (w tym jej szerszym fizycznym znaczeniu bezruchu) nie ma w czasie trwania materialnego świata ani tu na Ziemi, ani nawet poza nią. Była z pewnością przed stworzeniem i niewątpliwie istnieje gdzieś poza światem przejawionym. Spytać można: cóż to jednak za cisza bez materii? Sądzę, że w nieobecności materii ciszę można utożsamić jedynie z absolutnym Pokojem lub, jak czynią to Wedy, z Bogiem.
Mędrcy powiadają, że kroki Boga można usłyszeć tylko w ciszy, dlatego zalecają praktykowanie koncentracji i medytacji. W takich praktykach cisza, ta z małej litery i rozumiana zwyczajnie jest jedynie okolicznością sprzyjającą wyciszeniu umysłu. Dobrze wyciszony umysł to brak myśli, które są jego podstawą i budulcem, czyli w rzeczywistości brak umysłu. Brak umysłu to z jednej strony bliskość Boga, a z drugiej – brak hałaśliwego świata przejawionego. Takie rozumowanie potwierdza kluczową rolę umysłu i jest prostym uzasadnieniem trudnostrawnego twierdzenia wielkich nauczycieli, że świat jest wytworem umysłu. Znacznie łatwiej zgodzimy się, że w umyśle rodzi się niepokój, czyli brak ciszy, hałas i zamieszanie, które są nieodłącznymi atrybutami przejawionego świata – świata, w którym panta rhei, wszystko jest nietrwałe, a zatem nieprawdziwe. Wikłając się w tak ulotny i nieprawdziwy świat, wszyscy tracimy nie tylko ciszę, lecz przede wszystkim Ciszę, owego Brahmana, czyli Stwórcę wszystkiego, który jest bardziej wszechobecny niż promieniowanie reliktowe ale podobno chadza cicho, a gdy się dobrze wsłuchać, można odnieść wrażenie, że On ... sypie makiem!
Skoro mowa o Brahmanie, stosowne będzie popularne sanskryckie zakończenie, przywołujące istotę bądź aspekt ciszy – pokój (śanti) i często intonowane po mantrach i bhadźanach (nabożnych pieśniach).
Om śanti, śanti, śanti-i.